niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 3

                   Znacie to uczucie kiedy wydaje wam się że jesteście w stanie kompletnego nieładu? Że jesteście kompletnie wyprani ze wszystkich emocji? Że nie ma nadziei? Że możecie tylko się smucić i płakać i wrzucać w cholerę wszystkie myśli, pragnienia, uczucia, nawet te tak drogie swemu sercu? Przecież i tak wszyscy umrzemy. Więc dlaczego niektórzy umierają kiedy inni żyją i na odwrót? Dlaczego na świecie nie możemy umrzeć wszyscy jednocześnie, tak aby nie płakać? Dlaczego niektórzy zdradzają, knują i snują plany mające na celu zniszczenie innych, ich dobytku, wysiłków a nawet życia? Dlaczego te osoby nie dostrzegają że wszyscy odejdą, jedni później, inni wcześniej. Na nich także przyjdzie kolej. Czy nie widzą że ta dobra jak i ta zła karma wraca? Dlaczego tego nie dostrzegają?
                   Tak. Ja znam to uczucie. Wiecie, życie jest kruche. Jak kruche o tym przekonało się wielu, ale tylko nieliczni o tym nie zapomnieli. 
                    Zwlekłam się z łóżka, moje oczy napuchły od zbyt długiego płaczu. Do mojej matki już od rana przychodziły listy wyrażające smutek, żal, tęsknotę. Ale to nie wskrzesi mojego ojca. Gdzie byli ci ludzie kiedy on umierał? Czy w gabinecie wicedyrektora, zaledwie 6 metrów od jego pokoiczku z plakietką na drzwiach: "Pan Dyrektor", czy może w gabinecie sekretarza, pana Smitha, znajdującego się na przeciwko. Albo chodzili korytarzami, nieświadomi tego, że on traci życie. Może właśnie wtedy któryś z nich chciał tak wejść, ale zadzwoniła żona z pytaniem, co chce na obiad.. Może gdyby padła mu bateria nic takiego by się nie wydarzyło? Może wtedy nie doszło by do morderstwa dyrektora jednej z największych firm ubezpieczeniowych.. Nieważne, nikogo innego nie można obwiniać, tylko winowajcę. 
                   Do pracy przyszłam spóźniona, z czerwonymi oczami. Nie obchodziło mnie to że paparazzi mogą czaić się gdzieś za rogiem, spragnieni świeżych zdjęć "płaczącej dziewczyny Tomlinsona". Miałam to gdzieś. Cichutko powiedziałam: "dzień dobry" i skierowałam się od razu na zaplecze. Musimy się śpieszyć, jeszcze tylko 88 dni i zaczną się wakacje, dla innych koniec szkoły, dla mnie po prostu otwarcie kawiarni.
-Witaj Perliz!-już tutaj słychać było wibrujący głos pani Amy. Była jak zawsze szczęśliwa i pełna energii. Optymistyczna. Niestety, tego nie można było powiedzieć o mnie.
-Dzień dobry-odkrzyknęłam jeszcze raz, tym razem głośniej a w zamian usłyszałam głos. Męski głos.
-Hej! Jestem Lo..-chłopak w bluzce w paski stanął w drzwiach tak niespodziewanie że niemal na niego wpadłam i dostałam szoku. Liczyłam że już go nie spotkam. 
                    W mojej głowie zmieszały się różne uczucia. Strach, wstyd, zmieszanie, zdziwieniem, zaskoczenie. Radość i zachwyt gdy spojrzałam w te niebieskie oczy. 
                    Jezu, nie przyznaję się do tych myśli. One wyglądały tak jakby jakaś uparta część mnie nadal  wierzyła w to że wtedy, gdy nasze oczy skrzyżowały się, na tamtej ulicy, coś pomiędzy nami się zawiązało, więź. Jakaś więź. Tak, to jest właściwe słowo. Więź.
-Hmm, hej.-Starałam się powiedzieć to z uśmiechem, ale coś mi nie wyszło.-My się chyba już.. znamy, no nie?
-Ha, mniej więcej. Ty znasz mnie ale ja wiem o tobie tyle ile mogłem dowiedzieć się z opowieści pani Amy.
-Aha, tak więc mam na imię Perliz i jak miewam jestem tutaj po to aby pracować a nie gadać.-Nawet nie starałam się być miła. Dzisiaj nie było na to szans.
-No więc do roboty gołąbeczki!-krzyk pani Amy poniósł się po zapleczu.
                     Od razu skierowałam się do miejsca w którym wczoraj sprzątałam.
-A psik! A psik! A psik!
-Masz alergię i mimo wszystko pracujesz w najbardziej zakurzonym miejscu?- Louis chyba starał się być miły.
-Tak. Bo co?-Spytałam się hardo.
On po prostu wzruszył ramionami. 
-Nic-usłyszałam w odpowiedzi. No to to by było na tyle..
                     Jestem psychiczna. Podzielona na pół. Dwie równe części. I każda z nich jest inna..
Jedna widzi i myśli że dzisiaj muszę taka być. "Przecież umarł twój ojciec" mówi. Natomiast druga jest pewna swego mówiąc "Nie ojciec tylko przybrany ojciec. Ale to nie ważna. On na pewno by nie chciał abyś spieprzyła sobie przez niego życie, prawda?". "Nie przeklinaj" upomniałam ją  i jeszcze raz stwierdziłam: jestem psychiczna. W głowie słyszę głosy, rozmawiam z nimi, mam wizje, sny, koszmary.. 
                     Wróciłam do sprzątania. Jak będę siedzieć bezczynnie to zwariuje. Podniosłam pudła. Kierowana instynktem przejrzałam pierwszy leżący na ziemi karton.
-A pisk!-muszę zacząć brać leki przeciw alergiczne. W pudełku nie było nic interesującego. Przynajmniej niewiele. Poza lekko pozłacanym, zrobionym ze złota głupców naszyjnikiem. Głęboko osadzony kryształ górski w kształcie małego, idealnie wyrzeźbionego serca rzucał opalizujące błyski oraz pręgi. Dotknęłam go i   
cofnęłam rękę czując, jak od palca wskazującego rozchodzi się dziwny dreszcz. Obraz kobiety, podobnej do mnie rozbłysnął w mojej świadomości i zaraz potem zniknął. Ale gdzieś w zakamarku mojego mózgu zostanie na zawsze..
                    W końcu druga połówka wygrała. Ale nie byłam w stanie pójść do niego i przeprosić, powiedzieć że zachowałam się jak debilka, jak zwykły gbur. Zamiast tego myśli mojej drugiej strony, tak, tej która przeklina i chcę kochać, nie tylko być kochaną przelałam na papier..


I wanna be blown away/Chcę być zszokowana
I wanna be swept off my feet/Chcę być zwalona z nóg
I wanna met the one/Chcę spotkać tego jedynego
who makes it hard for me to breathe/Który sprawi, że ciężko mi będzie oddychać
  

                   Nieświadomie zaczęłam nucić sobie piosenkę. Mój głos-każdy powtarzał że jest ładny, ale ja tak nie uważałam. Nigdy. Nie śpiewałam od dawna. Nagle doszło do mnie co straciłam. Z mikrofonem, z długopisem  pisząc nowe teksty, wersy, nuty czułam się wspaniale. 
-Dorobie jeszcze koniec refrenu, co mi tam.-mruknęłam i zaczęłam bazgrolić kolejne słowa. Literki były wykrzywione, a przez środek kartki przechodziła rysa, ponieważ gdy byłam zaangażowana w pisanie spadłam z "ławeczki" na której przysiadłam, ale nieważne. W końcu skończyłam.


I wanna be lost in love/Chcę zatracić się w miłości
I wanna be your dream come true/Chcę być spełnieniem twoich marzeń
I wanna be scared of how strong I feel for you/Chcę się bać tego co do ciebie czuje
Just call me beautiful, call me beautiful/tylko nazywaj mnie piękną, nazywaj mnie piękną
Call me b-e-a-utiful/nazywaj mnie p-i-ę-kną


                    Parsknęłam patrząc na tekst. Normalnie mogłabym się tym zając zawodowo. Wtem poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu.
-Masz śliczny głos-powiedział Louis, później pożegnał się z panią Amy, skinął mi głową i wyszedł. Siedziałam jak zaklęta. Nagle poczułam w sobie siłę potrzebną do przeproszenia go lecz gdy chciałam się podnieść przypomniałam sobie o tacie. Temat tabu. Temat o którym chciałam zapomnieć. I udało mi się to, a  teraz znów, przez Louisa.. 
-Stop!-wyszeptałam do siebie. To nie przez niego. To przeze mnie. Uciekałam od prawdy. Ni z gruszki ni z pietruszki przypomniał mi się jego ostatni list a także list mojej zmarłej już babci. Zmieszały się w mojej głowie.
  

Musisz uwierzyć w siebie..
Umieć przyznać się do błędu..
Pokazać że jesteś tego warta..
Spełniać marzenia..
Podobno los kieruje życiem..
To jest prawda ale..
Ty kierujesz swoim losem..
Wyjdź na spotkanie przeznaczeniu..


                         -Już rozumiem..-szept. Tylko jeden szept nim pognałam do wyjścia na szybko machając do uśmiechającej się pani Amy.



                                                      _______________________________

                       Cóż, widzę że to jest beznadziejne ale musiałam coś napisać.. Kupy to się nie trzyma. Przynajmniej moim zdaniem, wy możecie myśleć inaczej. Łaskawie na to pozwalam. :D Dobra, rozdział długi ale dość szybko się czyta. I jeśli idzie o piosenkę to są to fragmenty z  oryginalnej piosenki od Megan Nicole pt. "B-e-a-utiful". Znów mam internet tylko i wyłącznie w sobotę wieczorem i niedziele rano, więc cóż :/ Pozdrowionka, papa :**












                   

sobota, 20 kwietnia 2013

Przepraszam!

Jezus! Wiem że nawaliłam, przepraszam.. Po prostu teraz tak jakby nie mam czasu and internetu potrzebnych do wstawiania rozdziałów.. A co do trzeciego rozdziału, już jest napisany (przynajmniej teoretycznie)  tak więc jak go dopracuje jutro już będzie na blogu.. A tak w ogóle to cześć :D

Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam..

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 2

Hej! :)
No cóż, nie zanudzam tylko przepisuje :D

Miłego czytania. :)

________________________________________________


           Jest wieczór a ja siedzę i wpatruję się niemo w okno. Normalnie o tej godzinie spotykałam się z moją jedyną i najlepszą przyjaciółką: Emilią. Ale to było w Polsce. Cóż,  w tym momencie właśnie tego potrzebowałam, takiej szczerej rozmowy, bo w głowie miałam tylko jeden obraz. Szaro-niebieskie oczy.
            Musze zająć czymś umysł, bo zwariuje. Powróciłam myślami do dzisiejszego popołudnia.

            W końcu znalazłam to, czego szukałam.  Kawiarenka "Pod złamanym preclem" rysowała się na rogu, na tle ulicy. Uśmiechnęłam się i ruszyłam przed siebie. Cichutko zapukałam i weszłam do środka. 
-D-dzień dobry- powiedziałam lekko się przy tym jąkając. Nie wiedziałam, czy mogę wejść na zaplecze, jeśli tutaj nikogo nie było. Drgnęłam, gdy z lekko uchylonych drzwi wydobył się głos.
-Spokojnie dziecko, nie denerwuj się tak, bo popuścisz. Jeśli nie przypominasz ptysia, nie masz się czego obawiać, nie zjem cię!
            Zrobiłam się cala czerwona. Modliłam się o to, aby osoba, kimkolwiek była poczekała aż ten cholerny czerwony kolor  zejdzie mi z twarzy. Obawiałam się szefowej kawiarenki. Przeliczyłam się jak zawsze zresztą  jak zazwyczaj. Zza tych samych drzwi wyszła bardzo miło wyglądająca starsza pani, zapewne już miała wnuki, trzymająca miotełkę od kurzu.
-Witaj dziecino- przywitała się.- Jak chcesz to możesz mi pomóc.
-Jak chcę?- byłam tak skołowana, że nieświadomie powtórzyłam słowa mojej szefowej. Zapewne      w tym momencie moja twarz wyglądała jak ptyś, miała tak debilny wyraz.  No ale kto by się nie zdziwił, w końcu przyszłam tu pracować a nie siedzieć i wybierać co chcę robić. Kawiarnia już wkrótce miała być otwarta, no więc myślałam że będę się musiała wziąć do pracy.
-Owszem. Ach, i w tych warunkach- wskazała głową na nieposiadające jeszcze firanki okno- nawet jak stoisz obrócona tyłem widać że spaliłaś buraka. 
            Jak się można domyślić, zaczerwieniłam się jeszcze bardziej i podążyłam za swoją szefową. Po drodze potrąciłam tylko dwa krzesła z czego tylko jedno wylądowało na podłodze. Całkiem dobry wynik jak na mnie.  Gdy weszłam na tyłu budynku moje gałki oczne wyskoczyły na wierzch. Jeśli przód kawiarenki wyglądał całkiem znośnie, nie można tego było powiedzieć o zapleczu. Mnóstwo kartonów, puszek, paczuszek i szafek, a na dodatek k u r z. Kichnęłam, moja słaba alergia dala o sobie znać. Pani Amy, jak się dowiedziałam zaprosiła jeszcze syna swojego przyjaciela, chłopaka mniej-więcej w moim wieku, , który przyjdzie nam pomagać przy znoszeniu pudeł.
            No dobra, przy końcu pracy moja duma była miło połechtana, ponieważ pani Amy stwierdziła że jeszcze z nikim jej się tak dobrze nie pracowało i najwyraźniej nie przeszkadzało jej że co chwilę się o coś potykałam, coś przewracałam, lub od czasu do czasu sama leżałam na ziemi.    
             W genialnym humorze opuściłam kawiarenkę, od razu przypomniała mi się piosenka ze starej bajki Disney'a "Pięknej i Bestii". Ten fragment, w którym wszyscy sprzątali spokojnie można porównać z tym, co działo się na zapleczu. Szłam z bananem na twarzy, jednocześnie uważając na wszystkie zdradliwe płytki, już dzisiaj wystarczająco się obiłam i rozmyślając nad tym, kim będzie  nasz nowy towarzysz.

              Teraz siedzę i martwo wpatruje się w okno, prześladują mnie oczy Tomlinsona. To nie jest normalne.. Włączyłam Skype. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że Emilia chciała się do mnie dodzwonić. 
Odebrałam gdy zadzwoniła. Przywitała się do kamerki i natychmiast zaczęła mówić, tak szybko że wyłapywałam tylko pojedyncze słowa. 
-Co ty do jasnej cholery tam robisz!- To zdanie wychwyciłam, bo dziewczyna wręcz się wydarła.
-Em, Em, wyluzuj! Jak ja nie wiem o co ci chodzi.- Powiedziałam to z tak rozbrajającym uśmiechem że dziewczyna nie doszukiwała się kłamstwa, którego tutaj akurat nie było. Po prostu wysłała link.

LOUIS TOMLINSON, 20-letni piosenkarz dostał kosza od dziewczyny przypadkowo spotkanej na ulicy! 

Chciał pomóc dziewczynie, lecz ta odtrąciła jego pomocną dłoń! 
I zaraz potem zniknęła z tej ulicy!

               
                    Byłam zaskoczona. To było to zdjęcie, kiedy potoczyła się ta łza.. Dobrze, że tego nie uchwycili.. Oniemiał czytałam artykuł oraz komentarze znajdujące się na dole strony..
To Emilia wyrwała mnie z zamyślenia.
-Jak to się stało?- Spytała po prostu. Widziała że jestem tym przybita.- Wiesz, że teraz te zdjęcia będą wszędzie?- spytała, kiedy nie odpowiedziałam na pierwsze pytanie.
-Wiem.. Dzięki Em, muszę kończyć. Jutro zaczynam wcześnie pracę.- Uśmiechnęłam się do niej, aby chociaż zachować pozory że wszystko jest ok.
-Liz?
-Tak?
-Nie przejmuj się tym tak bardzo. Tym hienom z aparatami w końcu się znudzi.- Uśmiechnęła się do mnie na pocieszenie, pomachała na pożegnanie i wyłączyła swojego Skype'a.
                   Wykąpana zwaliłam się na łóżko. Pierwszy dzień a ja już dostarczam ludziom rozrywki i tematów do rozmów. Cudnie Perliz, nie ma co.

_______________________________________

Hej!
Jeśli przeczytaliście ten rozdzialik, to zostawcie po sobie ślad, ładnie was proszę :)
Mam nadzieję, ze się podobał. Moim zdaniem on nie jest najlepszy, brakło mi tu  weny, no ale nie ja jestem od tego aby o tym decydować, tylko wy! :)
          Następny rozdział pojawi się najwcześniej w sobotę, bo nie będę miała dostępu do internetu.
Pozdrawiam :)



sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 1 :))




 HEJ!

Myślę, że już czas na pierwszy rozdział. Pożyjemy- zobaczymy! :))
Miłego czytania :))

______________________________________________

                  Londyn, 4 kwietnia, godz 12:12.

          Spojrzałam na zegarek. 12:12. Ktoś na "L" o mnie myśli. Na mojej twarzy automatycznie wykwitł uśmiech. Lore- mój przyjaciel, opiekun i najlepszy chłopak na świecie. Był nim. Potrząsnęłam głową, jakbym w ten sposób chciała odpędzić złe wspomnienia.
           Za to skupiłam się na swoim imieniu. Perliz Lazaar. Imię niezwykłe, przynajmniej tak uważała moja babka. Ale przyznam, ja sama nic w tym imieniu nie widziałam. No, może poza idiotycznym brzmieniem.
Ja sama pochodzę z  Polski, a przynajmniej tak się wychowałam. Nie znam prawdziwego miejsca urodzenia, ale tak jest dobrze. 
           Teraz jestem w Londynie, szukam pracy i na dodatek się zgubiłam. Cudny początek Liz, nie ma co!

                   15 minut później

            Szukałam kawiarenki na rogu ulicy, o  nazwie "Pod złamanym preclem". Oryginalnie, nie powiem.
Tym co już na początek, gdy wstąpiłam w plątaninę ulic, przyciągnęło moją uwagę były rozwrzeszczane dziewczyny otaczające piątkę przystojnych chłopaków. Czujecie ten sarkazm? Gdy nastolatki piszczały skakały i prosiły o autograf zajmowały całą uwagę jak się domyśliłam, boysbandu. Nie znam się na tym, wbrew pozorom można raczej powiedzieć, że jestem osobą cichą, lubiącą książki i nie umiejącą wrzucić piłki do kosza. No cóż, nie byłam zbyt popularną osobą. Trudno się dziwić. Ale posiadałam zmysł obserwacji. Umiałam wyczytać prawdę z oczu, ocenić szczerość w słowie i co najważniejsze wykryć fałszywego człowieka. To doświadczenia mnie tego nauczyły. 
             Spojrzałam na chłopaków. Wyglądali na około 19, 20 lat. Po chwili doszłam do wniosku, że nawet mogłabym się z nimi zakolegować. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jeszcze raz spojrzałam na boysband i spotkałam się ze spojrzeniem szaro-niebieskich oczu. Zmieszana spuściłam wzrok. Nigdy nie ulegałam chłopakowi, nie wtedy kiedy go nie poznałam. Delikatnie podniosłam oczy. Znowu. Do trzech razy sztuka, prawda? Znów. Ilustrował mnie wzrokiem.
             Szłam dalej, nie chcąc pokazać jakie emocje wywołało we mnie to spojrzenie. W sumie to sama nie wiedziałam. Mieszaninę sympatii, zdziwienia, zaskoczenia i poirytowania. A także radości można powiedzieć, takiej miłej odmiany zdumienia.
             Idąc rozmyślałam, jakie to niezwykłe, że jeszcze się nie przewróciłam. Normalnie magiczna moc Londynu! Przeszłam dalej, albo raczej chciałam, ale zamiast tego runęłam, jak długa na brukowany chodniczek. Poprawiam swą wcześniejszą wypowiedź. Londyn nie jest magiczny. On po prostu czekał na taki cholerny moment aby upokorzyć mnie przed jak największą ilością osób. Próbowałam się podnieść, próbowałam zrobić to z resztką godności, jeżeli w ogóle można w tej sytuacji o takowej mówić. 
             W końcu podniosłam się na kolana i dziękowałam niebu i ziemi że nie wpadłam w kałużę.
Nagle gdzieś koło siebie, po prawej usłyszałam głos.
-Nic Ci nie jest?-Tak się wystraszyłam, że o mało co nie przewróciłam się ponownie. Ustałam na nogach tylko dzięki temu, że chwyciłam się ramienia chłopaka.
-A tak w ogóle to jestem Louis. Louis Tomlinson.- Powiedział, a jego oczy skrzyły się ze źle ukrywanego rozbawienia. Spojrzałam na niego. Byłam zbyt zirytowana by odpowiedzieć normalnie, zirytowana, ze nadal przy mnie stoi, że nadal zwraca na mnie uwagę tłumu.
-Och, fajnie! Tylko się nie zdziw, że nie krzyczę i nie piszczę, że przedstawił mi się LOUIS TOMLINSON, ale ja Cię po prostu nie znam!- ucięłam pogawędkę i wyminęłam zdezorientowanego chłopaka.
-Ale ja- nie dane mu było dokończyć- chciałem się tylko przedstawić..
Zniknęłam już za zakrętem. Oparłam się o niziutki, ceglany murek. 
-Dlaczego zawsze muszę ranić ludzi, dlaczego?- wyszeptałam, a po moim policzku spłynęła jedna, maleńka łza..



Bohaterowie

                                                            Hejka! Oto bohaterowie opowiadania! :)



Perliz Lazaar-18 latka, zaadoptowana. Jej ulubionym zajęciem jest czytanie książek i jazda konno. Lubi śpiewać, choć się do tego nie przyznaje.


"Gdy mnie sen ogarnie Panie,
Niechaj chroni mnie twe ramie,
Jeśli we śnie umrzeć muszę,
Błagam panie weź mą duszę"



Louis Tomlinson- 20 letni chłopak, członek boysbandu "One Direction". 


"Życie bez śmiechu i przyjaciół to tylko nudna egzystencja. 
Przecież nie chcę mówić wszystkim jak mi źle, tylko pokazać, że ciesze się chwilą!"




Zayn Malik- 19 letni chłopak, członek brytyjsko-irlandzkiego boysbandu.


"Nie chcę rano błogosławić dnia,
który wieczorem przeklnę"




Niall Horan- 19 letni chłopak, członek zespołu "One Direction"


"Życie jest po to aby jeść,
Jedzenie jest po to aby żyć"




Liam Payne- 19 letni członek "One Direction" 


"Wrzuć na luz.. O, co to, to nie. 
Jak ja wrzucę na luz oni rozwalą mieszkanie"




Harry Styles- 18 letni piosenkarz, członek "One Direction".


"Mówią, że jestem flirciarzem, hmmm?
Ja nie flirtuje tylko szukam tej jedynej!"






_________________________________________


To by było na tyle. Mam na nadzieję, że się spodoba :))